Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 076.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w gęstej sieci ich knowań, zawdzięczał życie tylko przypuszczeniu że posiada cenną tajemnicę Lingarda. A Lingard przepadł. Napisał raz z Singapuru, donosząc że dziecko ma się dobrze i pozostaje pod opieką niejakiej pani Vinck, a on sam jedzie do Europy aby zebrać pieniądze na wielkie swoje przedsięwzięcie. „Wracam niezadługo. Nie będzie z tem żadnych trudności“, pisał: „ludzie rzucą się do mnie tłumnie z pieniędzmi“. Widocznie stało się inaczej; przyszedł od niego jeszcze jeden list gdzie donosił że jest chory, że krewni jego pomarli — i nic więcej. Nastąpiło zupełne milczenie. Europa najwidoczniej połknęła Radżę Lauta; napróżno spoglądał Almayer na zachód, wypatrując promienia światła w mroku zawiedzionych nadziei. Mijały lata; zrzadka przychodziły listy od pani Vinck, potem od samej dziewczynki; była to jedyna rzecz, która umożliwiała życie wśród tryumfującego barbarzyństwa. Almayer żył teraz samotnie, nie odwiedzając nawet swoich dłużników; wiedział, że płacić nie myślą, pewni opieki Lakamby. Wierny Sumatryjczyk Ali gotował mu ryż i kawę, gdyż Almayer nie ufał nikomu a najmniej ze wszystkich własnej żonie. Zabijał czas błąkając się smutnie po zarośniętych ścieżkach naokoło domu: obchodził także rozwalające się hale towarowe, gdzie kilka mosiężnych strzelb pokrytych grynszpanem i parę rozbitych pak z butwiejącemi perkalami przypominało mu dawne, dobre czasy. W halach przepełnionych towarem kipiało wtedy życie, a on stał na wybrzeżu obok swej córeczki i doglądał krzątających się ludzi. Teraz zaś łódki z wyżej położonych okolic omijały zmurszały pomost Lingarda i Sp., skupiając się w nowej przystani należącej do Abdulli. I to wcale nie z miłości do potężnego Araba; popro-