Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 066.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Popatrzył w górę rzeki i zauważył spokojnie:
— Znów będzie burza. A niech tam! Żaden piorun mnie dziś nie zbudzi. Dobranoc, moja malutka, — szepnął, całując ją czule w policzek. — Jakoś nie wyglądasz mi na bardzo szczęśliwą, ale jutro pokażesz weselszą twarzyczkę, co?
Nina słuchała ojca z twarzą nieporuszoną, patrząc z pod przymkniętych powiek w ciemność która stała się teraz jeszcze głębszą. Ciężka chmura spełzła ze wzgórz gasząc gwiazdy i stopiła niebo, las i rzekę w jedną masę prawie że dotykanej czerni. Lekki powiew od rzeki zamarł, lecz oddalony bełkot grzmotu i blade błyskawice ostrzegały o zbliżającej się burzy.
Z westchnieniem odwróciła się Nina ku stołowi.
Almayer leżał już w hamaku, na wpół uśpiony.
— Zabierz lampę — mruknął zaspanym głosem. — Pełno tu moskitów. Idź spać, córuchno.
Lecz Nina, zgasiwszy lampę, zwróciła się znów ku balustradzie i objęła ramieniem drewniany słup, patrząc z natężeniem ku rzece. Stała nieruchomo wśród przygniatającej ciszy nocy podzwrotnikowej, a każda błyskawica ukazywała jej oczom górny bieg Pantai. Las po obu stronach rzeki giął się pod wściekłym podmuchem nadciągającej burzy, schłostane wichrem fale pokryła biała piana, a czarne chmury o dziwacznie poszarpanych kształtach wlokły się nisko nad rozkołysanemi drzewami. Wokół Niny wszystko było jeszcze ciszą i spokojem, lecz z oddali dochodziło już wycie wichru, plusk ulewnego deszczu i szum dręczonej rzeki. Burza zbliżała się coraz bardziej wśród rozgłośnych grzmotów i przeciągłych, jaskrawych błyskawic, po których nastawały krótkie chwile przerażającego mroku. Gdy dosięgła niskiego przylądka między dwoma ramionami