Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 063.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kach, nawołując się łagodnie. Małpa, uwiązana na łańcuchu u jednego ze słupów, podpierających werandę, wyjrzała z za okapu, gdzie była jej nocna kryjówka; strojąc przyjazne miny do Almayera, zawisła na pręcie bambusowym, sterczącym ze strzechy i strząsnęła obfity deszcz kurzu i okruchów zeschłych liści, które osiadły na odrapanym stole. Jakieś zwiędłe rośliny leżały na nierównej podłodze pokrytej zeschłem błotem. Zaniedbanie i niechlujstwo wyzierały z każdego kąta. Wielkie, czerwone plamy na podłodze i ścianach świadczyły o częstem żuciu betelu. Od rzeki szedł lekki powiew i kołysał łagodnie postrzępione zasłony, niosąc z przeciwległych lasów nikły i mdły zapach jakby przekwitłych kwiatów.
Podłoga werandy zaskrzypiała głośno pod ciężkiemi krokami Almayera. Śpiący w kącie Malaj poruszył się niespokojnie, mrucząc jakieś niewyraźne słowa. Coś zaszeleściło za firanką zakrywającą drzwi i łagodny głos spytał po malajsku: „Czy to ty, ojcze?“
— To ja, Nino. Głodny jestem. Czy wszyscy już śpią w tym domu? — rzekł wesoło Almayer i z westchnieniem ulgi osunął się na fotel stojący najbliżej stołu.
Nina Almayer ukazała się w przejściu zasłoniętem firanką, a za nią weszła stara kobieta malajska i zakrzątnęła się koło stołu; ustawiła półmisek z ryżem i rybami, dzban z wodą i pół butelki jałowcówki. Umieściwszy troskliwie przed swym panem pękniętą szklankę i łyżkę cynową oddaliła się bez szelestu. Nina stała oparta o brzeg stołu, z ręką opuszczoną bezładnie wzdłuż ciała. Wyraz niecierpliwego oczekiwania malował się na jej twarzy zwróconej ku ciemnościom, skroś których senne oczy zdawały się do-