Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 181.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żenie. Powiedział, że to Jimmy był powodem przeciwnego wiatru. Ludzie śmiertelnie chorzy — mówił — kwękają i wloką żywot swój dotąd, póki im zdaleka nie zamajaczeje ląd; wtedy umierają. Jimmy wie, że ląd wyciągnie zeń resztki życia. Tak jest na każdym okręcie. Czyż o tem nie wiemy? zapytywał nas z pogardliwą szorstkością: wiec cóż my wiemy? Jakież wątpliwości jeszcze nas dręczą? Pragnienie Jimmy’ego, podsycane przez nas i wspomagane przez czarnoksięskie praktyki Wamibo (przecież to Finn — nieprawdaż? No więc!), oto co zatrzymało okręt tak długo na pełnem morzu. Trzeba być patentowanym durniem, żeby tego nie widzieć. Albo cisza, albo wiatr przeciwny, i tak naprzemian: słyszane to rzeczy? W tem jest coś niesamowitego...
Nie mogliśmy zaprzeczyć, że to był dziwne. Czuliśmy się jakoś nieswojo. Utarta pogadka „im dłużej tem lepiej, bo więcej dolarów“ nie pocieszała nas jak zwykle, gdyż zapasy były na wyczerpaniu. Dużo ich zepsuło się, gdy mijaliśmy Przylądek, a teraz byliśmy na połowie racji sucharów. Groch, cukier i herbata skończyły się już dawno. Peklowiny było już bardzo mało. Kawy mieliśmy dużo, ale brakło wody do jej gotowania. Przycieśnialiśmy pasów na brzuchu i dalejże skrobać, polerować i malować okręt od rana do wieczora. Wkrótce wyglądał jak prosto z igły; ale głód się na nim rozpanoszył. Nie była to śmierć głodowa, ale stałe przymieranie głodem; głód snuł się po deskach pokładu i spał w izbie kasztelu; dręczył nas we śnie i na jawie. Spoglądaliśmy wdal, wyczekując zmiany wiatru. Co kilka godzin we dnie i w nocy wykonywaliśmy zwrot, ufając, że okręt pójdzie wkońcu tym lub owym halsem. Ale nie chciał; zdawało się, że zapomniał drogi powrotnej. Kołował bez planu, zwracał się to na północo-zachód, to na wschód,