Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tłowali się, jęcząc. Napór wody, która olbrzymim słupem wdarła się na przód okrętu podczas ostatniego gibnięcia, wyważył drzwi kasztelu, i ludzie ujrzeli, jak ich skrzynki, poduszki, derki, odzież porywało i niosło przez morze. Zwracając się z wysiłkiem pod wiatr, patrzyli w przerażeniu. Sienniki unosiły się na powierzchni, rozpostarte kołdry falowały; skrzynki o ciężkiej zawartości przewalały się, niby kadłuby okrętowe bez masztów, poczem znikały pod wodą. Wielki płaszcz Archie’go płynął z rozpostartemi rękawami, jak napęczniały marynarz-topielec, którego głowa nurza się pod powierzchnią. Ludzie staczali się nadół, starając się wrazić palce w szpary desek; inni, stłoczeni po kątach, wodzili rozszerzonemi trwogą oczyma. Wszyscy darli się bezustanku: — „Maszty! Ciąć! Rąbać!...“ Czarna zawierucha wyła nad powalonym okrętem; ostrza rej sterczały ku obłokom, podczas gdy smukłe maszty, nachylone nieomal poziomo, zdawały się być niepomiernej długości. Cieśla puścił swoją podporę, stoczył się na lukę świetlną i zaczął pełzać ku wejściu do kabiny, gdzie mieścił się wielki topór, umyślnie na podobne zdarzenia przygotowany. W tej chwili pękły szkoty wyżnika; koniec ciężkiej liny żelaznej strzelił w górę, niby rakieta, posypały się nadół czerwone skry i przecięły się z wodnemi bryzgami.
Żagiel targnął się nagle i obwisł, przeszywając zgrozą nasze serca; przeobraził się natychmiast w pęk wąskich, trzepocących się wstęg, które posupłały się w węzły i oplątały reję. Kapitan Allistoun usiłował powstać i z trudem wyprostował się w pozycji równoległej do pokładu, nad którym bujali się ludzie, pozaczepiani u końców lin, podobni do poszukiwaczy gniazd na skalnym złomie. Deptał po czyjejś piersi; twarz jego była szkarłatna, a usta się poruszały. I on również ryczał, jak tamci; nachylił się ku nim i ry-