Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 079.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyśpieszonem tętnie. Po każdem szarpnięciu, targającem okręt do spoideł, Wamibo, rozciągnięty na posłaniu z twarzą w poduszce, jęczał zcicha, jednocząc się w bólu z dręczonym wszechświatem. Zdarzały się chwile — jakiś ułamek nielitościwej sekundy — gdy okręt, wśród wybuchu najstraszliwszego huku, przylegał na boku, dygocąc w spokoju bardziej groźnym od najdzikszego pędu. Wówczas wszystkie te rozciągnięte ciała wstrząsał dreszcz niepewności. Ktoś wysuwał trwożną głowę i para błyszczących oczu tliła się dziko w rozbujanem świetle. Niektórzy poruszali zlekka nogami, jak gdyby gotując się do skoku. Kilku zaś leżało bez ruchu na grzbietach, jedną ręką ściskając mocno krawędź łóżka, drugą — trzymając fajkę i ćmiąc ją krótkiemi, nerwowemi pociągnięciami; wpatrywali się w sufit w nieruchomem, błagalnem napięciu, domagającem się spokoju.
O północy wydano rozkaz aby zwinąć topsle przedniego i tylnego masztu. Wśród niesłychanych wysiłków ludzie wdrapali się na wyż, pomimo bezlitosnych targań, ściągnęli żagle i pozłazili, niemal zupełnie wyczerpani, aby znów, ciężko dysząc, stawiać w milczeniu czoło wściekłemu naporowi morza. Pierwszy raz może w dziejach żeglugi handlowej, warta, po komendzie, odsyłającej ją na dół, nie zeszła z pokładu, jak gdyby przykuta urokiem jadowitej potęgi. Za każdem ciężkiem smagnięciem nawału zbici do kupy ludzie szeptali jeden do drugiego: — „Już chyba nie może dąć silniej!“ — i wnet, rozdzierające zawycie wichru zadawało kłam tym słowom i wpychało je zpowrotem do gardeł, tamując oddech. Pod sroższym naciskiem wichru rozpękła się — rzekłbyś — gęstwa chmur zbitych w kłęby i ponad zwałem postrzępionych obłoków można było ujrzeć wysoki księżyc, który z przerażającą szybkością pędził