Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 147.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razem zdaje mi się, że jest w niej pewna straszna, głęboka logika, tak jak gdyby jedynie imaginacya nasza roztaczała nad nami potęgę przygniatającego nas losu. Nieostrożność myśli naszych spada na nasze głowy; kto z mieczem igra, od miecza ginie.
Ta nadzwyczajna przygoda, w której to jest najdziwniejsze, że jest prawdziwą, zjawia się jak nieunikniona konsekwencya. Coś podobnego zdarzyć się musiało. Powtarzasz sobie pytanie: czy taka rzecz zdarzyć się mogła? a jednak zdarzyła się — i tu o logice tego wypadku roztrząsać nie można.
Przedstawiam ci to tak, jak gdybym był naocznym świadkiem. Moje informacye urywkowe były, ale zlepiłem wszystkie kawałki i wytworzył się dość jasny obraz. Ciekawy jestem, jak onby to sam opowiedział. Z tylu rzeczami zwierzył się już przedemną, iż czasami zdaje mi się, że on musi zjawić się zaraz i opowiedzieć historyę własnemi słowami, głosem niby obojętnym, a pełnym uczucia, trochę zdziwiony, znudzony, trochę dotknięty, ale tu i owdzie wypowiadający słowo lub zdanie, pozwalające rzucić spojrzenie na jego wewnętrzną istotę, tak trudną i niepodatną do oryentowania się w niej.
Trudno uwierzyć, że on już nigdy nie przyjdzie. Nie usłyszę już więcej jego głosu, nie ujrzę jego ogorzałej twarzy z białą linią na czole, i młodzieńczych oczu, przechodzących w uniesieniu w ciemną, głęboką, bezdenną barwę błękitu.



ROZDZIAŁ XXXVII[1].


Zaczyna się to od wielkiego dzieła, dokonanego przez niejakiego Browna, który z najzupełniejszem powodzeniem wykradł statek hiszpański z małej zatoki w pobliżu Zambranga.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Rozdział XXXVII w tym wydaniu to faktycznie skrót rozdziałów XXXVII-XLV.