Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pozwoliłem oczom moim błąkać się po tem przestworzu, jak człowiek z pęt uwolniony wyciąga swe członki, biega, skacze, poddaje się wzniosłemu uczuciu wolności.
— Jakież to wspaniałe! — krzyknąłem i wówczas spojrzałem na grzesznika, siedzącego u mego boku.
Z głową spuszczoną na piersi, nie podnosząc oczu, odparł: — Tak! — jak gdyby obawiał się ujrzeć wypisaną na tle tego jasnego nieba ukrytą troskę romantycznego swego sumienia.
Pamiętam najmniejszy szczegół tego popołudnia.
Wylądowaliśmy na kawałeczku płaskiego wybrzeża, zaraz za nim wznosiły się wzgórza skaliste, pnącą się roślinnością u podnóża spowite. Równa, spokojna powierzchnia morza, barwy ciemno-błękitnej, zlewała się z linią widnokręgu na poziomie oczów naszych.
Wzdłuż brzegu ciągnęły się łańcuchem o nierównych ogniwach wysepki i odbijały się w wodzie, jak w błyszczącem zwierciedle.
W górze samotny ptak wielki, cały czarny, to wznosił się, to spuszczał powolnym ruchem skrzydeł. Brudne, osmolone lepianki, mające dachy z podartych mat urządzone, skupiły się wewnątrz ogrodzenia z pali koloru hebanowego.
Na wodzie ukazała się mała łódeczka, siedzieli w niej dwaj chudzi, zupełnie czarni ludzie, z trudem pracowali, by łódkę przesunąć po błyszczącem zwierciedle. Lepianki te tworzyły wieś rybacką, cieszącą się specyalną opieką białego Lorda, a przybywający ludzie — to wódz plemienia i zięć jego. Wylądowali i zbliżali się ku nam, chudzi, ciemno-brunatni, jakby w dymie uwędzeni, z popiołem przylepionym do ich skóry na nagich plecach i piersiach.
Głowy ich owiązane były brudnemi, lecz starannie ułożonemi chustami i stary rozpoczął natychmiast swe skargi, wyciągając chude ramię, wlepiając w Jima koprowe oczy z wyrazem wielkiej ufności.