Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna wyszła z izby, Jim podążył za nią; w korytarzu potknęli się o staruchę, gotującą czasami prostą strawę, chociaż tak była stara, niodołężna, iż nie rozumiała, co się do niej mówi. Podniosła się stara i mrucząc, powlokła się za nimi. Na werandzie hamak z żaglowego płótna, należący do Corneliusa, poruszał aię swobodnie — był pusty.
Dom handlowy Steina w Paturanie, jak i w innych miejscowościach, składał się pierwiastkowo z czterech budynków.
Teraz dwa z nich obróciły się w kupę pali, połamanej trzciny, zgniłego poszycia i główny spichrz tylko stał naprzeciw domu agenta.
Była to podłużna szopa, zbudowana, zlepiona z błota i gliny, na jednym jej końcu były szerokie drzwi z mocnych desek i drzwi te trzymały się jeszcze na zawiasach. W jednej ze ścian znajdował się duży otwór, jakby okno, z trzema drewnianemi sztabami.
Zanim zeszli z werandy, dziewczyna odwróciła się i rzuciła mu szybko te słowa:
— Miano napaść na pana gdyś spał!
Jim opowiadał mi, że doznał wielkiego rozczarowania. Więc to wciąż ta stara historya! Znudziło go już to czyhanie na jego życie. Miał już dość tych gróźb, gniewał się w duchu na dziewczynę, że go tak zawiodła.
Poszedł za nią, gdyż był przekonany, że to ona potrzebuje jego pomocy i miał wielką ochotę cofnąć się napowrót.
Ale dziewczyna szła prędko i Jim poszedł za nią na dziedziniec. Płotu i ogrodzenia żadnego nie było, dawno to wszystko się rozsypało, wędrowały tędy co rano stada byków, węsząc, chrapiąc, nie spiesząc się wcale; całość wyglądała na jakąś puszczę.
Jim z dziewczyną tonęli w głębokiej trawie. Światło pochodni czyniło ciemność otaczającą ich głębszą jeszcze. Noc była cudna, lekki wietrzyk płynął od rzeki. Jim odczuł tę piękność natury.