Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciela. On sam i jego inteligentna sympatya z aspiracyami Jima przemówiła do mego serca.
Rozumiałem sam pierwiastek łączącej ich przyjaźni.
Jeżeli Jim był stroną przewodzącą, to tamten ujarzmiał przewodnika.
Istotnie Jim, przewódca, był niewolnikiem pod wielu względami.
Kraj cały, lud, przyjaźń, miłość były zazdrosnymi strażnikami ciała jego. Z każdym dniem przybywało jedno ogniwo w wiążącym go łańcuchu.
Nabierałem tego przekonania, badając szczegółowiej życie jego i słysząc opowiadanie o tej całej historyi. A ciekawą ona była!
Opowiadał mi w czasie pochodu i postoju (przebiegaliśmy okolicę za śladem zwierzyny) na jednym z bliźniaczych szczytów, dokąd wdrapałem się na czworakach. Eskorta nasza (mieliśmy ochotników, włóczących się za nami od wsi do wsi) obozowała na polance w połowie góry i wśród ciszy wieczornej zapach dymu pieścił nasze nozdrza, jak delikatny, wytworny aromat.
Głosy również dochodziły do nas dziwnie wyraziste, a pomimo oddalenia, czyste.
Jim siadł na pniu powalonego drzewa i wyciągając fajeczkę, mówić zaczął.
— Wszystko udało się dokonać z tego oto miejsca!
Na drugim szczycie, oddzielonym od nas ponurą przepaścią, ujrzałem szereg osmolonych pali, pozostałe szczątki niezdobytej fortecy Szeryfa Ali.
Zdobyli ją jednak. Plan tego ułożył Jim i on sam kierował wszystkiem. Cały zużyty, zardzewiały arsenał Dovamina, wciągnął na szczyt góry. Dwie żelazne armatki i cały zapas strzelb.
Trudności było niemało przy wciąganiu tego na wierzchołek. Jim pokazał mi, w jaki sposób urządził machinę wciągającą, przy pomocy lin i wydrążonego pnia, obracającego się na palu[1].

  1. Przypis własny Wikiźródeł Wydanie pozycji nie zawiera dalszej części rozdziału XXVI oraz całego rozdziału XXVII.