Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spuścił głowę i zamyślił się, po chwili wyprostował się i mówił dalej.
— Rozumie się, że to łatwo nie przyszło, ale od razu wiedziałem, co mi czynić wypada.
Jemu to łatwo nie przyszło i dziwić się nie można, wszak gdy przybył do Bugisów — plemię to znajdowało się w bardzo krytycznem położeniu.
— Wszyscy się lękali — mówił Jim — każdy o siebie obawiał się, a ja widziałem tak jasno, jak na dłoni, że muszę natychmiast zabrać się do czynu, jeżeli nie chcą wyginąć co do nogi, tak z ręki Radży, jak i tego włóczęgi Szeryfa.
Ale to nie wystarczało, że on tę konieczność widział; należało zwalczyć strach i egoizm i to przekonanie wpoić w oporne umysły.
Zdołał to w końcu przeprowadzić, ale i tego mało było. Musiał wymyślić sposoby.
Ułożył plan nadzwyczaj śmiały, a zadanie jego tylko w połowie było dokonane?
Musiał natchnąć ufnością swoją ludzi, mających ukryte, niedorzeczne powody do trzymania się na uboczu, musiał zwalczać głupie zawiści i rozmaitego rodzaju niewiary.
Bez przewagi władzy Dovamina i gorącego zapału syna jego sprawa spełzłaby na niczem.
Dain Waris, znakomity młodzian, pierwszy uwierzył w niego; powstała między nimi ta dziwna, głęboka, rzadka przyjaźń, wiążąca ludzi dwóch odrębnych ras ściślejszym węzłem jakiejś mistycznej sympatyi.
O Warisie Dainie jego własny lud wyrażał się z dumą, że tak walczyć umie jak biały człowiek. To było prawdą; posiadał ten rodzaj odwagi, co to nie lęka się odkrytej przestrzeni, a zarazem posiadał i umysł Europejczyka.
On nietylko wierzył Jimowi, ale rozumiał go, jestem najmocniej o tem przekonany.
Mówię o nim, gdyż zdobył sobie we mnie