Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie Dovamina zatarasowali wrota, a stara małżonka Dovamina krzepiła mnie wodą, ostrym głosem wydając rozkazy kobietom.
— Ubolewała nademną, jak gdybym był jej synem — opowiadał mi Jim.
— Położyli mnie do olbrzymiego łoża... jej własnego... a ona biegała to tu, to tam, ocierała łzy i klepała mnie po plecach. A ja leżałem jak kłoda, niewiem jak długo.
Przywiązał się widocznie do starej żony Dovamina; ona odpłacała mu się macierzyńskiem uczuciem.
Miała ona łagodną, brunatną twarz, całą pomarszczoną, szerokie, czerwone usta (żuła nieustannie betel) i przenikliwe poczciwe oczy.
Ciągle była w ruchu, gderząc i wydając rozkazy gromadzie młodych kobiet o ciemnych twarzach i poważnych wielkich oczach; były to jej córki, służące i niewolnice.
Oszczędną była bardzo, a nawet jej obszerny płaszcz, spięty na przodzie klamrami, miał wygląd nader skromny.
Nagie, ciemne jej stopy tonęły w słomianych pantoflach chińskiego wyrobu.
Ja sam widziałem jak biegała i tu i tam, a długie, gęste, siwe włosy spadały jej na ramiona.
Obdarzona inteligencyą, pochodziła z dobrego rodu, ekscentryczną była i arbitralną.
Po południu siadywała w wygodnym fotelu naprzeciw swego małżonka i patrzyła uparcie przez szeroki otwór w ścianie na rozciągający się widok całej osady i rzeki.
Zawsze podwijała pod siebie nogi, a stary Dovamin siedział szeroko, imponująco, jak góra siedzi na równinie.
Pochodził z „nakhody”, to jest z kupieckiej klasy, ale szacunek okazywany mu i godność, z jaką się nosił, uderzającą była.
Był on wodzem drugiej potęgi Paturanu.