Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obrzydliwie brudne miejsce, prawda? Nie dawał mi jeść, póki nie narobiłem wielkiego wrzasku, a i to wówczas dali mi tylko mały talerzyk ryżu i maleńką smażoną rybkę. A niech ich dyabli porwą! Na Jowisza! Głodny jak pies musiałem włóczyć się wewnątrz tego śmierdzącego zagrodzenia wraz z kilku tymi włóczęgami. Na pierwsze żądanie oddałem mój sławny rewolwer. Rad byłem, że się pozbywam bezużytecznej rzeczy. Musiałem wyglądać jak głupiec, chodząc z nienabitym rewolwerem.
W tej chwili stanęliśmy przed obliczem byłego pogromcy i Jim stał się uosobioną powagą i grzecznością. Wspaniale wyglądał! Chce mi się śmiać, gdy myślę o tem. Ale byłem również pod wrażeniem.
Stary, osławiony Tunku Allang nie zdołał ukryć strachu swego (wcale nie był bohaterem, pomimo, że lubił opowiadać o tylu bohaterskich czynach swej młodości), ale zarazem w jego sposobie obejścia z byłym więźniem było wiele zaufania. Zwróćcie na to uwagę! Nawet tam, gdzie mógł być znienawidzonym, posiadał zaufanie.
Jim, o ile mogłem zrozumieć, wypalił im kazanie. Kilku biednych wieśniaków, idących do domu Dovamina z gumą i woskiem, aby to wymienić na ryż, zostało z drogi sprowadzonych i ograbionych.
— Dovamin był złodziejem! — wybuchnął Radża. Wątłe jego ciało drżało z wściekłością. Wił się na macie, gestykulując rękami i nogami, rwał wszystko na sobie, bezsilne wcielenie furyi.
Otoczenie jego wyłupiło oczy i rozwarło gęby.
Jim mówić zaczął.
Stanowczo, chłodno i dość długo dowodził, że każdy ma prawo zdobywać uczciwie żywność dla siebie i dzieci. Tamten siedział teraz spokojnie, ręce wsparł na kolanach, pochylił głowę i patrzył na Jima poprzez siwe włosy, spadające mu na oczy.
Gdy Jim skończył, nastała wielka cisza.