Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 079.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Porzucić? Po co! Ja się lękałem, by tego miejsca nie stracić. Byłoby to dla mnie gorszem od śmierci! Nie. Doprawdy! Nie śmiej się pan ze mnie. Ja muszę czuć każdego dnia, ile razy oczy otworzę, że ufają mi, że nikt niema prawa, rozumiesz pan? Porzucić! Na co? Po co? aby iść — dokąd? Powiedziałem mu (rzeczywiście był to główny powód mego przyjazdu), że Stein miał zamiar zaraz oddać mu dom z pewnym zapasem towaru na pewnych warunkach, nadających tranzakcyi charakter prawny i bezpieczny.
Zaczął się burzyć i opierać.
— Niech dyabli porwą twą delikatność! — krzyknąłem.
To wcale nie Stein. Sam pracą swą to zdobywasz. W każdym razie zachowaj swoje uwagi dla pana M'Neila, gdy go spotkasz na tamtym świecie. Mam nadzieję, że to tak prędko nie nastąpi... Musiał ustąpić, gdyż wszystkie jego zdobycze, ufność słowa, przyjaźń, miłość, wszystkie te rzeczy, czyniąc go władcą, uczyniły go i podwładnym także.
Okiem właściciela patrzył na spokój wieczoru tego, na rzekę, domy, na wieczno-trwałe życie lasów, na życie starej ludzkości, na tajemnicę kraju tego, na dumę serca własnego; ale to właściwie one posiadły go i czyniły swoim do najtajniejszej myśli, do najlżejszego drgnienia krwi, do ostatniego tchnienia.



ROZDZIAŁ XXV.


— Tu byłem więźniem przez trzy dni — szepnął mi. — Było to w dzień naszej wizyty u Radży, gdyśmy się przeciskali przez wrzeszczący tłum podwładnych, na dziedzińcu Tunku Allangsa.