Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przybycie Jima do tej rybackiej wioski błogosławieństwem było; ale jak dla nich, tak i dla wielu z nas błogosławieństwo poprzedza strach.
Tyle już pokoleń minęło od czasu bytności tu białych ludzi, iż zatarło się wszelkie o nich wspomnienie.
Ukazanie się takiej istoty, domagającej się przewiezienia do Paturanu, było rzeczą, wyprowadzającą z równowagi; naleganie jego przerażało; hojność podejrzaną się zdawała. Podobnego zdarzenia nie pamiętają! Nikt nigdy nie stawiał takich żądań! Co powie na to Radża? Co im zrobi za to?
Większą część nocy spędzili na naradach, a ponieważ ze strony tego obcego groziło im natychmiastowe niebezpieczeństwo, więc zdecydowano się przygotować dla niego łódeczkę. Kobiety wrzeszczały z gniewu, a jakaś stara, nie znająca strachu, wyklinała przybysza.
Siadł więc, jak wam mówiłem, na małej skrzynce, piastując na kolanach nienabity rewolwer. Zachowywał ostrożność, a wiadomem jest, że to rzecz najbardziej męcząca i tak przybył do kraju, który miał rozbrzmiewać sławą jego cnót od błękitnych szczytów do białej wstęgi piaszczystego wybrzeża.
Przy pierwszym zakręcie stracił z oczu morze, wznoszące się, opadające, niknące, by znów się ukazać, wierny obraz walczącej ludzkości, by mieć przed sobą tylko niewzruszone lasy, głęboko w ziemię zakorzenione, wznoszące się ku słońcu, wiecznotrwałe w cienistej potędze swej trądycyi, jak życie samo: A jego sposobność, okazya, siedziała zakwefiona u boku jego, jak wschodnia oblubienica, czekająca, by ręka władcy zerwała zasłonę.
On również był spadkobiercą cienistej a potężnej tradycyi!
Mówił mi jednak, że nigdy nie czuł się tak zmęczonym, tak zgnębionym, jak w tej łódce.