Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 072.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On wcale niema zamiarów — krzyknął — dać się wciągnąć do szajki złodziei.
— Miałem dość Paturanu — mówił energicznym tonem.
Dowiedziałem się potem, że był tak nieostrożny, iż dał się przywiązać za szyję do słupa, stojącego przed domem Radży.
W tej niewygodnej pozycyi spędził większą część dnia i noc całą, ale miało to być podobno rodzajem żartu. Zapewne rozmyślał teraz o tem strasznem przejściu, gdyż z pianą na ustach wymyślać zaczął któremuś z ludzi.
Gdy znów zwrócił się do mnie, uspokoił się zupełnie. Dowiezie tego pana do Batu Kving (Miasto w Paturanie), ale w jego mniemaniu pan tak „przypomina już trupa.”
— Co? Co pan mówisz? — spytałem.
Przybrał wyraz straszliwego okrucieństwa i gestem wyraził akt zasztyletowania w plecy.
— Już zupełnie jak ciało nieboszczyka — objaśnił z zarozumiałą miną człowieka jego gatunku, któremu się zdaje, że okazał się bardzo mądrym.
Za jego plecami ujrzałem Yima, patrzącego na mnie z uśmiechem i ruchem ręki powstrzymującego mój okrzyk.
I gdy mieszaniec rzucał się wściekłe to tu, to tam, wydając rozkazy, ja z Jimem staliśmy przy głównym maszcie, ściskając się za ręce, zamieniając pospiesznie słowa.
Serce moje wolne było od tej niechęci, istniejącej obok zainteresowania się jego losem. Głupie gadanie komendanta zabarwiło realniej niebezpieczeństwa, na które się puszczał, niż przestrogi Steina.
W tych okolicznościach pewna sztywna formalistyka, istniejąca zawsze w naszych rozmowach, znikła; zdaje mi się, że go nazwałem „kochanym