Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mniej bezpiecznego. Dziwnie, doprawdy, fatalizm jakiś nadawał pozór ucieczki wszystkim jego czynom i rzutom w świat nieznany.
Przypadkowość, kierująca jego losami, najbardziej mnie uderzała. Ani Stein, ani ja nie mieliśmy jasnego pojęcia o tem, co się po drugiej stronie znajduje, gdy mówiąc pod metaforą, podnieśliśmy Jima i przesadzili bez wielkiej ceremonii przez mur. W znanej chwili pragnąłem tylko, by zniknął ludziom z oczu; w czynie zaś Steina był i uczuciowy pierwiastek. Wystawiał sobie, że spłaca stary dług, o którym nigdy nie zapomniał. Rzeczywiście, całe życie okazywał wiele przyjaźni każdemu, pochodzącemu z wysp Wielkiej Brytanii.
Ostatni jego dobroczyńca, co prawda, był Szkotem, nazywał się nawet M'Neil — a Jim pochodził z stron południowych; ale w odległości sześciu, czy siedmiu tysięcy mil Wielka Brytania, chociaż nigdy nie zmniejszona, skraca się o tyle, że te szczegóły tracą na swem znaczeniu.
Zamiary Steina były tak wspaniałomyślne, iż prosiłem gorąco, by na jakiś czas zachował je w tajemnicy. Czułem, że żadne względy osobistej korzyści nie powinny wpływać na Jima; że nawet nie należy się na tę prośbę narażać. Mamy tu do czynienia z innego rodzaju rzeczywistością.
Jim pragnął gdzieś się skryć i to za cenę niebezpieczeństw ma mu być ofiarowane — więcej nic. Pod każdym innym względem byłem najzupełniej z nim szczerym, a nawet (jak mi się wówczas zdawało) przesadzałem niebezpieczeństwa tego przedsięwzięcia.
Okazało się, że były one istotnie groźnemi; pierwszy jego dzień w Paturanie omal że nie był ostatnim, byłby nim, gdyby przez niedbałość, czy z rozmysłu, dla utrudnienia sobie położenia, nie zostawił rewolweru nienabitym.
Pamiętam, że gdy wykładaliśmy mu plan tego, co dla niego obmyśliliśmy, upartą rezygnacyę jego