Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widłom przyzwoitości, niczem nie zakrywał włosów, spadających w długich kosmykach na zwiędłą twarz.
Gdy dawał posłuchanie, wdrapywał się na rodzaj wązkiej estrady, wzniesionej w sali, przypominającej zniszczoną stodołę, ze zgniłą bambusową podłogą, przez szczeliny której widziałeś kupy śmieci i brudu.
Tam i w taki sposób przyjął nas, gdy w towarzystwie Jima złożyłem mu ceremonialną wizytę.
Było ze czterdzieści osób w pokoju i może trzy razy tyle na dziedzińcu. Za naszemi plecami trwał nieustanny ruch: wchodzono, wychodzono, pchano się, szeptano.
Kilku młodzieńców, strojnych w jaskrawe jedwabie, przyglądało się zdala, a większość obecnych, złożona z niewolników, pokornych podwładnych, stała pół naga, błotem, pyłem i brudem pokryta.
Nigdy nie widziałem Jima tak poważnego, pewnego siebie i niezbadanego. Wśród tych ciemnolicych ludzi jego wyniosła postać w białych szatach, jasne zwoje włosów, zdawały się chwytać wszystkie promienie słońca, przedzierające się przez szczeliny zamkniętych okiennic tej mrocznej sali, której ściany z mat się składały, a dach tworzyło słomiane poszycie. Wydawał się istotą nietylko innego rodzaju, ale innego pierwiastku.
Gdyby nie widzieli, że przypłynął do nich łódką, mogliby przypuszczać, że z obłoków zstąpił na ziemię. Przybył jednak w wątłem korycie, siedząc (bardzo spokojnie, ze zwartemi kolanami, z obawy by się ono nie przewróciło) na małej skrzynce — którą mu pożyczyłem, piastując na kolanach rewolwer, zwykle we flocie używany — również dany mu przezemnie — dziwnem zrządzeniem Opatrzności, lub też wskutek zapomnienia — nie nabity.
W takich warunkach ukazał się Jim na rzece Paturan. Nie mogło być nic bardziej prozaicznego,