Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 051.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stość jego przeznaczeń, do których dążył pewnym krokiem, chociaż życie jego rozpoczęło się w skromnych warunkach, owiane szlachetnym zapałem, a później, wśród przyjaźni, miłości i wojny — nurzało się w egzaltowanych pierwiastkach romantyzmu.
Przy drzwiach mego pokoju zwrócił się ku mnie.
— Tak — rzekłem, jak gdyby prowadząc dalszą rozmowę — więc, wśród innych rzeczy, marzyłeś pan nieustannie o pewnym motylu; ale gdy pewnego pięknego poranku marzenie pana urzeczywistniło się, nie dałeś pan uciec wspaniałej okazyi. Prawda? a tymczasem on...
Stein podniósł rękę.
— A czy pan wiesz, ile straciłem okazyj ? ile urzeczywistnionych marzeń prześlepiłem?
Kiwał smutnie głową.
— Jak piękneby one były, gdybym umiał z nich skorzystać! Czy pan wiesz, ilu ich było? Może i ja ich zliczyć nie zdołam.
— Piękne było, czy nie — rzekłem — wie on z pewnością, że je stracił.
— Każdy wie o jednem, czy dwóch takich — odparł Stein — i stąd troska, wielka troska.
Uścisnął mi rękę na progu i, zaglądając do mego pokoju, rzekł:
— Śpij spokojnie. A jutro musimy zrobić coś praktycznego, bardzo praktycznego.
Chociaż pokój jego był obok, słyszałem, że wrócił tą samą, co przyszedł drogą. Wracał do swoich motyli.



ROZDZIAŁ XXI.


— Nie przypuszczam, by który z was słyszał o Paturanie? — mówił Marlow po chwili milczenia, zapełnionej starannem zapalaniem cygara.