Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i przypomniały mi się słowa, wyrzeczone przez biednego Brierlego:
„Pozwól mu zagrzebać się dwadzieścia stóp pod ziemią i tam pozostać.”
Lepsze to, pomyślałem, niż oczekiwanie na ziemi na rzeczy niemożliwe.
Zanim Jim na długość trzech wioseł oddalił się od brzegu, postanowiłem, że tegoż jeszcze wieczoru pójdę poradzić się Steina.
Stein był bogatym, szanowanym kupcem.
„Firma” jego (była to bowiem „firma” Stein et Comp”, składająca się z właściciela i wspólnika, o którym Stein się wyrażał: „pilnuje Molusków”) prowadziła rozgałęziony handel i miała kupieckie stacye w najbardziej zapadłych kątach, założone w celach kolekcyjnych.
Nietylko dla jego bogactwa i opinii chciałem spytać go o radę; pragnąłem mu się zwierzyć ze wszystkiem dlatego, że nie znałem człowieka, na którego zdaniu możnaby było więcej polegać.
Łagodne światło prostej, spokojnej inteligentnej natury oświetlało jego zarostu pozbawioną twarz.
Miała ona głębokie zmarszczki i blada była, jak u człowieka, prowadzącego zawsze siedzące życie — co w tym wypadku dalekie było od prawdy.
Delikatne włosy odczesane były z potężnego, wyniosłego czoła. Można było sobie wystawić, że w dwudziestu latach życia swego wygląd jego nie wiele się różnił od wyglądu dzisiejszej chwili.
Była to twarz studenta badacza; tylko białe prawie brwi, gęste i krzaczaste, i pewny, przenikliwy wzrok, nie harmonizował z jego, że tak powiem, uczonym wyglądem. Wysokiego wzrostu, zawsze lekko pochylony i uśmiechnięty, robił wrażenie człowieka, gotowego cierpliwie wysłuchać cudzych zwierzeń; długie ramiona zakończone były dużemi, blademi rękami, których ruchy miały charakter wskazujący, tłómaczący.