Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 033.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gotały. Schomberg, rządca hotelu, gdzie się Jim stołował, kudłaty Alzatczyk, plotkarz niepohamowany, wsparłszy łokcie na stole, raczył każdego gościa opowiadaniem tej ubarwionej historyi.
— A wystaw pan sobie, że to najporządniejszy człowiek, jakiego spotkać można — dodawał szlachetnie — człowiek wyjątkowy!
A ponieważ tłumy przewijały się w zakładzie Schomberga, dziwić się należy, że Jim sześć miesięcy wytrzymał w Bankok.
Przekonałem się, że obcy zupełnie ludzie przywiązywali się do niego. On był zamknięty w sobie, ale cała jego postać, włosy, oczy, uśmiech, zdobywały mu przyjaciół, gdzie się tylko pokazał.
A nie był on głupim wcale. Zygmunt Jucker (pochodzący ze Szwajcaryi), poczciwy człowiek, trapiony dyspepsyą i tak kulawy, że głowa jego przy każdym kroku zataczała krąg, oświadczał, że na tak młode lata Jim „posiada ogromne zdolności.”
— Dlaczegóż na wieś go nie wyślecie? — spytałem, chcąc im tę myśl poddać.
(Bracia Jucker mieli koncesyę na eksploatowanie lasów).
— Jeżeli jest tak zdolny, jak pan powiadasz, to przyda się wam do takiej roboty. Fizycznie bardzo do tego odpowiedni. Zdrowie ma żelazne.
— Ach! — jęknął biedny Jucker — na wsi człowiek może być wolny od dyspepsyi.
Zostawiłem go, siedzącego przy biurku, bardzo nad czemś rozmyślającego.
Es ist eine Idee. Es ist eine Idee — mruczał.
Na nieszczęście, tegoż samego wieczoru zdarzyła się nieprzyjemna historya w hotelu.
Nie bardzo o to Jima obwiniam, ale był to rzeczywiście bardzo niepożądany wypadek.
Do zwykłych gości hotelowych, częste robiących burdy, należał zyzowaty Dane, na którego kar-