Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żaden człowiek nie mógł walczyć z tym olbrzymim potokiem, zdającym się łamać, unosić wszystko, huczącym gwałtownie po za ścianami tego pokoju, w którym, jak na wyspie, znaleźliśmy schronienie. Przedziurawiona rynna bulgotała, dławiła się, bryzgała, chlustała w ohydny sposób, zdawało się, że to jakiś tonący toczy walkę o życie.
— Leje — zauważyłem — a ja...
— Leje czy nie — zaczął tonem gwałtownym, nagle umilkł i podszedł do okna.
— Istny potop — szepnął po chwili, a opierając czoło o szybę, dodał:
— Choć oko wykol.
Zakręcił się na pięcie, przeszedł przez pokój i otworzył okno, wiodące na korytarz, zanim zerwałem się z krzesła.
— Czekaj! — krzyknąłem — chciałbym, byś...
— Nie mogę dziś jeść z panem obiadu — rzucił mi pośpiesznie, będąc już jedną nogą za progiem.
— Nie miałem zamiaru prosić cię o to — krzyknąłem.
Na to cofnął swą nogę z za progu, ale niedowierzająco pozostał we drzwiach.
Przemawiałem do jego rozsądku, by przestał się opierać; wrócił do pokoju i zamknął drzwi.



ROZDZIAŁ XVII.


Usłuchał nareszcie; ale zdaje mi się, że najwięcej deszcz zmusił go do tego, lało właśnie z burzącą wszystko gwałtownością i w czasie naszej rozmowy uspokoiło się znacznie.
Powściągliwym był w swym sposobie obejścia i poważnym, jak człowiek, myślą jakąś wszechwładnie opanowany.