Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 012.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I dziś nie wiem, czy mogę być zupełnie spokojnym, chociaż widziałem go w całym blasku świetności.
To był mój ostatni rzut oka na niego — przewodził, a był w zupełnej zgodzie ze swem otoczeniem — z życiem lasów i z życiem ludzi.
Przyznaję, że zrobiło to na mnie wrażenie, ale również przyznaje, że nie było ono trwałem. On był strzeżony przez to zupełne odosobnienie, był jednym z tego rodzaju ludzi i znajdował się w zupełnem z naturą zetknięciu, która w tych warunkach wierna jest tym, co ją kochają.
Ale wciąż mi się zdaje, że on nie jest zupełnie bezpiecznym. Zawsze pamiętać go będę takim, jak stał tam, na balkonie, biorąc może zbyt do serca zwykłą konsekwencyę słabości swojej.
Rad jestem, rozumie się, że coś dostrzegł — a nawet coś wspaniałego wynikło z moich usiłowań; ale czasami zdaje mi się, że dla spokoju umysłu mego byłoby lepiej, gdybym nie stanął między Jimem a wspaniałomyślną propozycyą Chestera. Nie mogę sobie wystawić, jakby sobie radziła jego wybujała imaginacya na tej wysepce „Walpole”, pustym okruchu ziemi na bezmiarze wód.
Zapewne nigdybym się o tem nie dowiedział, gdyż muszę wam powiedzieć, że Chester, odwiedziwszy któryś z portów Australii, gdzie dostał swój parowiec starożytny — wypłynął na ocean Spokojny z załogą z dwunastu ludzi złożoną, a jedyny wniosek o jego tajemniczym losie można było wywprowadzić z faktu, że na wybrzeżach Walpole szalał huragan nie później, jak w miesiąc po przybyciu tam Chestera.
Nie pozostał ślad po tych Argonautach; rozpłynęli się w przestrzeni. Finis.
Koniec! Finis! wszechmocne słowo, wypędzające z domu życia nawiedzające go widma losu. Oto dla czego — pomimo świadectwa mych oczu i jego