Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przekonany jestem, żebyś jej nie dostrzegł, choćby ci ją palcem wskazano — odparł pośpiesznie — a na tym świecie trzeba najprzód zobaczyć rzecz jakąś, zanim się użytek z niej zrobi. Trzeba przejrzeć nawskroś, inaczej nic nie będzie.
— I drugim trzeba to wskazać — mruknąłem, wskazując oczami na pochylony grzbiet towarzysza jego.
Oburzył się Chester.
— Nie kłopocz się pan o to. Jego oczy dobrze widzą. Dzieckiem nie jest, o nie!
— Widzę to — odparłem.
— Chodźmy, kapitanie Robinsonie — krzyknął.
Stary posłusznie ruszył w drogę.
Widmo parowca oczekiwało na nich. Fortuna z pięknej wyspy uśmiechała się do nich. Była to ciekawa para argonautów.
Chester szedł swobodnie, wyprostowany, z miną zwycięzcy; tamten długi, skurczony, zwisający na ramieniu pierwszego, poruszał wychudłemi piszczelami z rozpaczliwym uśmiechem.


KONIEC TOMU PIERWSZEGO.