Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stu i długiej brody, uwijał się między nami, mówiąc:
— Dobrze wam się śmiać, łajdaki, ale moja nieśmiertelna dusza zwiędła jak wysuszony groch po tygodniu takiej pracy.
Nie wiem, jak dusza Jima przystosowała się do nowych warunków życia — chodziło mi niezmiernie o to, by wynaleźć dla niego jakąś robotę, któraby trzymała w kupie duszę jego i ciało — ale pewny jestem, że wrodzona mu żądza przygód przechodziła wszystkie męki głodu. W tym nowym zawodzie nie mogło być żadnej dla niej podniety. Rozpaczliwie było patrzeć na niego, chociaż wypełniał swe obowiązki z upartym spokojem, który mu za zasługę policzyć należy. Uważałem to jego harowanie jako karę za bohaterskość imaginacyi — zadośćuczynienie za tę żądzę większej sławy, niż mógł unieść na swych barkach. Z rozkoszą wystawiał sobie, że jest sławnym wyścigowcem, a teraz był skazany na pracę osła przenoszącego towary. Zachowywał się z godnością. Zamknął się w sobie, spuścił głowę, słowo skargi nie wyszło nigdy z jego ust. Bardzo dobrze; czasami tylko gwałtownie wybuchał, gdy ta nieszczęsna sprawa Patny wyłaziła na wierzch.
Na nieszczęście, ten skandal posiadał żywotność nadzwyczajną i dla tej to przyczyny nie byłem nigdy pewny, że osiągnąłem spokój z Jimem.
Siedziałem i myślałem o nim po wyjściu oficera francuskiego, ale myślą przeniosłem się nie do sklepu De Jongha, gdzie niedawno uścisnąłem rękę Jima, lecz do tej galeryi hotelu Malabar, gdzie przed laty siedzieliśmy przy dopalających się świecach, wśród chłodnej, ciemnej nocy. Miecz krajowej sprawiedliwości wisiał nad głową Jima. Jutro — a może to dzisiaj? (północ dawno minęła) urzędnik o marmurowej twarzy, po wydaniu wyroku uwięzienia za ten napad i bójkę, podniesie straszną broń i wymierzy cios w jego nachyloną szyję. Na-