Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pochylił się ciężko nad czapką, którą trzymał w dwóch palcach swej okaleczonej ręki.
Ja skłoniłem się również. Kłanialiśmy się razem, szurgając nogami, podczas gdy brudny posługacz patrzył na nas krytycznem okiem, jak gdyby za to przedstawienie zapłacił.
Serviteur — powiedział francuz.
Monsieur... Monsieur...
Zamknęły się drzwi za jego szerokiemi plecami.
Widziałem, jak porwał go wicher południowy i gnał pochylonego, z ręką przy czapce, paltotem do nóg przywartym.
Siedziałem znów samotny i zniechęcony — zrażony do sprawy Jima. Jeżeli aktualność jej dziwi was, pomimo ubiegłych trzech lat, muszę wam przypomnieć, że Jima widziałem bardzo niedawno.
Przybyłem właśnie z Samarangi, zkąd ładunek wyprawiłem do Sydney — zajęcie najzupełniej nieciekawe — a które obecny tu Karol nazwie jedną z moich racyonalnych tranzakcyj — otóż w Samaranga — widziałem Jima.
Dzięki memu poleceniu, pracował on u De Jongha. Był wodnym kupczykiem.
„Mój pływający przedstawiciel” — mówił o nim De Jongha. Nie możecie sobie wyobrazić życia bardziej ze wszystkich pociech ogołoconego, mniej odpowiedniego gruntu dla jednej choć iskierki sławy — chyba, że łączą się razem obowiązki agenta ubezpieczeń.
Mały Bob Stanton — Karol znał go dobrze — przeszedł przez to. On to utonął później, usiłując wyratować jakąś pannę w chwili rozbicia się „Sephory”.
Musicie pamiętać to zetknięcie się okrętów na wybrzeżach hiszpańskich. Wszystkich podróżnych zapakowano do łodzi ratunkowych i miano odpływać, gdy Bob wdrapał się znów na pokład, by zabrać tę dziewczynę. Jakim sposobem ona została — nie