Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia, wyrzuty sumienia całych generacyi kmiotków. Wyraz spokoju i prostoty, malujący się na ich twarzach jest jakby zasłoną, rzuconą na tajemnicę bólu i rozpaczy. Stosowniejszą dla niego byłaby wytarta sutanna, zapięta aż pod obfitym podbródkiem, niż ten surdut z epoletami i metalowemi guzikami. Szeroka jego pierś podnosiła się miarowo, gdy mi opowiadał o tej ryzykownej sytuacyi, w jakiej się teraz znaleźli; bezwątpienia, jako marynarz muszę to dobrze rozumieć.
Powiedziawszy to, pochylił się zlekka ku mnie, i wydymając wygolone wargi, odsapnął lekko.
— Na szczęście — ciągnął dalej — morze tak gładkie było jak ten stół, a powietrze tak nieruchome jak tu.
Rzeczywiście gorąco tam było i duszno; policzki mi pałały, jak gdybym był tak młodym, że mogłem rumienić się i czuć się zakłopotanym.
A kierowali się, jak opowiadał, do najbliższego angielskiego portu, gdzie kończyła się ich odpowiedzialność Dieu merci...
Wydął trochę policzki.
— Bo, proszę pana, przez cały czas holowania tonącego parowca trzymaliśmy dwóch ludzi na straży z siekierami w rękach, by natychmiast przecinali liny, gdyby parowiec opuścił ciężkie powieki, tą mimiką podkreślając myśl swoją.
— Cóż pan chcesz! Robi się, co można. — Przez chwilę zachował zupełną nieruchomość z wyrazem rezygnacyi pełnym.
— Dwóch ludzi na stanowisku przez trzydzieści godzin. Dwóch! — powtórzył, podnosząc trochę prawą rękę, wystawiając dwa palce. Był to pierwszy giest, jaki wykonał.
To dało mi sposobność do zauważenia, że miał bliznę na dłoni — najwidoczniej pochodziła ona od postrzału, a gdy wskutek tego odkrycia baczniej przyglądać mu się zacząłem, spostrzegłem krysę na