Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstrętną sprawę. Jeżeli mam prawdę powiedzieć, byłem zupełnie do życia zniechęcony; ale wiedziałem, że nic dobrego wyniknąć nie może z mego... wycofania się. Wierzyłem, że to nie zakończy wszystkiego. Chodził tam i sam, ale z ostatniemi słowy zwrócił się nagle do mnie.
— I co pan myślisz? — spytał gwałtownie. Nastała chwila milczenia, a ja uczułem się ogromnie wyczerpanym i zmęczonym, jak gdyby głos jego wyrwał mnie ze snu męczącego, w którym błąkałem się po pustych przestworzach, a tak rozległych, iż wędrówka ta zgnębiła duszę i wyczerpała ciało.
— To na nicby się nie zdało — szeptał uparcie. — Nie; należało stawić temu czoło.. czekać na drugą sposobność.



ROZDZIAŁ XII.


Otaczała nas najzupełniejsza cisza. Mgła jego odczuć wisiała między nami, jakby walką jego wewnętrzną miotana, a po przez nią nią ukazywał mi się on nie pod własną postacią, lecz jak jakaś symboliczna istota w obrazie. Chłód nocy przygniatał mu członki, jak płytą marmurową.
— Rozumiem — szepnąłem więcej dlatego, by sobie samemu dowieść, że mogę otrząsnąć się z tej bezwładności, niż dlaczego innego.
— Przed zachodem słońca „Ozondala” zabrała nas na swój pokład — mówił chmurnym tonem — płynęła wprost na nas, musieliśmy tylko siedzieć spokojnie i czekać.
Po długiej przerwie rzekł:
— Opowiedzieli swoją historyę. — Znowu nastała chwila przygnębiającej ciszy.
— Wówczas dopiero zdałem sobie jasno sprawę ze wszystkiego i powziąłem postanowienie — dodał.
— Nic nie powiedziałeś? — szepnąłem.