Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wdą. Było coś... Na kategorycznych kłamstwach człowiek się zna, a tu cienkość kartki papieru dzieliła prawdę od fałszu.
— Czegóż chciałeś więcej? — spytałem, ale zdaje mi się, że powiedziałem tak cicho, że on nie dosłyszał słów moich.
— Przypuśćmy, że ja nie skoczyłem... chciałem powiedzieć, że trzymałem się parowca? Dobrze. Jakże długo to potrwać mogło? Powiedzmy, minutę, pół minuty. Więc słuchaj pan. Po trzydziestu sekundach, nie ulega wątpliwości, znalazłbym się w morzu; i cóż pan myśli, czyż nie chwyciłbym się pierwszego lepszego przedmiotu, nasuwającego mi się pod rękę. Czy postąpiłbyś pan inaczej? Wszak musiałbym chwycić się czegoś?
— I zostać ocalonym — przerwałem.
— Do tego bym dążył, — odparł — a ja o tem nawet nie myślałem — zadrżał, jak gdyby musiał przełknąć coś obrzydliwego; — gdy „skoczyłem” wykrztusił z konwulsyjnym wysiłkiem, którego natężenie jak gdyby udzieliło się falom powietrza i targnęło zlekka mem ciałem. Wlepił we mnie oczy.
— Czy nie wierzysz mi pan? — krzyknął. — Przysięgam... na wszystkie piekła! Wciągnąłeś mnie pan w tę rozmowę i... musisz!... powiedziałeś, że mi wierzyć będziesz!
— Rozumie się, że tak! — powiedziałem naturalnym tonem, który wywołał uspakajające wrażenie.
— Przebacz mi pan — rzekł. — Nie mówiłbym panu o tem wszystkiem, gdybyś nie był dżentelmenem. Powinienbym wiedzieć... Jestem... także jestem dżentelmenem.
— Ależ tak, tak — pośpieszyłem potwierdzić. Patrzył mi prosto w twarz i powoli cofał swój wzrok.
— Teraz pan rozumie, dlaczego, pomimo wszystkiego, w ten sposób nie zakończyłem sprawy. Nie lękałem się skutków mego postępku. A w każdym razie, gdybym pozostał na parowcu, to w chwili tonięcia zrobiłbym wszystko, by zostać ocalonym.