Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tym? Gdzie znalazłeś odwagę, by skoczyć, ty tchórzu! Co nas wstrzymuje od wyrzucenia cię teraz?...
Tchu im zbrakło. Ulewa poszła dalej. A wokoło naszej łodzi znów cicho, żadnego głosu.
Chcieliby mnie widzieć w morzu? Na moją duszę — przysięgam! stałoby się tak, gdyby zachowywali się spokojnie. Chcą wyrzucić mnie!
— Spróbujcie! — rzekłem.
— Podły — mruknęli obaj. Było tak ciemno, że tylko wtedy, gdy się poruszyli, byłem pewny, że ich widzę. Na Boga! ja tylko pragnąłem, by się do czynu zabrali!
— Co za dziwna historya! — zawołałem, nie mogąc powstrzymać okrzyku.
— Niezła — co? Oni wmawiali w siebie, że ja coś z tamtym zrobiłem. Po co? I zkąd ja, u dyabła, mogłem wiedzieć? W jaki sposób dostałem się do tej łodzi? do tej łodzi... ja!
Mięśnie jego ust skurczyły się dziwnie i wywołały jakiś wyraz tak niezwykły u niego i tak krótkotrwały jak błyskawica, pozwalająca na sekundę zajrzeć w tajemniczą głąb chmury.
— A jednak tak się stało. Ja siedziałem między nimi, czyż nie tak? Czyż to nie straszne, że człowiek może być do spełnienia takiego czynu zmuszony — i odpowiedzialnym być za niego?
Zkądże ja mogłem wiedzieć coś o tym Jerzym, którego tak przywoływali? Przypominam sobie, że go widziałem leżącego na moście.
— Zabójca i tchórz! — wołał główny maszynista; zdawał się zapominać, że są inne wyrazy jeszcze. Mało mnie to obchodziło, ale głos jego zaczął mnie męczyć.
— Milcz! — rzekłem. Na to on krzyczeć zaczął:
— Ty zabiłeś go! ty zabiłeś go!
— Nie! — wrzasnąłem — ale ciebie zabiję natychmiast!