Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 116.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słowa zdobyć — opowiadał Jim — a ja, cóż miałem im powiedzieć?
Zawahał się przez chwilę, widocznie zmuszając się do dalszego opowiadania.
— Zarzucali mnie ohydnemi słowami.
Głos jego to zniżał się do szeptu, to podnosił się nagle, nabierał twardych, pogardliwych dźwięków, jak gdyby mówił o czemś wstrętnem, obrzydliwem.
— Wszystko jedno jak oni mnie nazywali — mówił — czułem nienawiść w ich głosie. Nie mogli mi wybaczyć, że siedzę w tej łodzi. To ich do wściekłości doprowadzało..
Parsknął śmiechm..
— A ja siedziałem tak, widzisz pan?
Usiadł na brzeżku stołu, ręce założył na piersiach.
— Jedno lekkie pchnięcie, a byłbym poszedł za innymi, jedno tylko... leciutkie.
Zmarszczył brwi, a uderzając palcem w czoło, mówił:
— Myśl ta siedziała tu ciągle... a deszcz zimny, gęsty, mroźny, jak stopniały śnieg, spada na moje cienkie ubranie — już mi tak zimno nigdy nie będzie w życiu. Niebo było czarne, zupełnie czarne. Ani jednej gwiazdy, nigdzie światełka żadnego. Nic po za tą przeklętą łodzią i temi wyjącemi na mnie małpami. Jap! Jap! Co tu robisz? Ananasik z ciebie! Pańska krew nie pozwoliła ci pracować z nami! Wyrwałeś się ze swej niemocy, co? Aby się tu wcisnąć, co? Jap! Jap! Nie wart jesteś życia! Jap! Jap! Szczekali jak psy jeden przez drugiego, rzucając najbrudniejsze wyrazy. Słuchałem tych wymyślań; one mnie utrzymały przy życiu, powiadam panu. A oni wyli dalej, jak gdyby chcieli samym hałasem wyrzucić mnie z łódki.
— I miałeś dość odwagi, by skoczyć! Wcale byłeś tu niepotrzebny! Gdybym wiedział, że to ty, tobym cię wyrzucił, ty psie! Co zrobiłeś z tam-