Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszak zanim umrę, ten zabawny widok nieraz ukaże się oczom moim. Powieki jego znów opadły.
— Patrz i słuchaj... patrz i słuchaj — powtórzył dwa razy, robiąc długą przerwę.
Wyprostował się.
— Postanowiłem trzymać oczy zamknięte — mówił — ale nie mogłem. Nie mogłem, i nie dbam o to, czy kto w to wierzy. Niech przejdą przez chwile takie, a wtedy niech gadają. Raptem szeroko otwarły się moje oczy i usta. Czułem, że parowiec się poruszył. Pochylił swój dziób i znów podniósł — delikatnie, powolutku, ale tak się nie poruszył już od wielu dni. Chmura wybiegła naprzód i ten pierwszy ruch zdawał się poruszać morze z ołowiu.
Nie było życia w tem drgnieniu, a jednak ono coś powaliło w głowie mojej. Cobyś pan uczynił?
Pewnym jesteś siebie — prawda? A co byś zrobił pan, gdybyś uczuł w tej chwili — że ten dom drga? Skoczyłbyś! Na Boga! Jednym rzutem znalazłbyś się w tamtych oto krzakach.
Wyciągnął rękę, wskazując krzewy, znajdujące się po za balustradą. Zachowałem spokój. Spojrzał na mnie poważnie, surowo. Nie mogło być pomyłki; dałem się wciągnąć, więc należy mieć się na ostrożności, by słowem lub gestem nie zdradzić fatalnego przypuszczenia, że i zemną coś podobnego staćby się mogło. Nie byłem usposobiony, by się tu zaryzykować w jakikolwiek sposób. Pamiętajcie, że siedział on przedemną i śledził mnie bacznie.
Ale jeżeli chcecie wiedzieć, to przyznaję, że jednym rzutem oka oceniłem przestrzeń dzielącą nas od ciemnej gęstej masy krzewów, znajdujących się na środku gazonu przed werandą.
Przesadzał. Zerwałbym się i odskoczył na kilka kroków, tego jestem zupełnie pewny.
Przyszła ostatnia chwila, jak myślał, a on się nie poruszył. Nogi jego pozostały przylepione do deski, na której stał, chociaż myśli kotłowały w głowie. W tej to właśnie chwili ujrzał, że jeden z lu-