Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

konanie, że jeżeli przy zupełnym spokoju była jakaś nadzieja, że parowiec parę minut utrzyma się jeszcze, to przy najlżejszym ruchu morza zatonąć musi natychmiastowo. Jego pierwsze pochylenie się przy podmuchu, poprzedzającym wybuch huraganu, będzie ostatniem, zanurzy się w morzu i powoli, powoli spadnie na samo dno. Taka była przyczyna nowego wybuchu ich trwogi, nowych rzucań się, wyrażających całą głęboką odrazę do śmierci.
— Czarno było zupełnie czarno — ciągnął dalej Jim posępnie. — Wypełzło to za plecami naszemi. Piekielna sztuka! Przypuszczam, że jeszcze tliła dotąd iskierka nadziei w mej głowie. Nie wiem. Teraz wszystko przepadło. Szalałem, widząc się tak złapanym. Wściekły byłem, jak gdybym w pułapkę dał się złapać. Byłem złapany! Nie było parno, przypominam sobie. Ani jednego drgnienia w powietrzu.
Pamiętał to tak dobrze, że teraz dyszał, siedząc w fotelu, pocił się i dusił. Bezwątpienia, że to odbierało mu przytomność, ale zarazem przywiodło mu na myśl zamiar, dla którego leciał na most, o czem najzupełniej potem zapominał. Chciał poodcinać łodzie ratunkowe! Wyciągnął nóż z kieszeni i ciął na prawo i lewo, jak gdyby nie słyszał, nie widział, był sam na moście. Tamci myśleli, że zwaryował i nie śmieli przeszkadzać mu w tem, co uważali za niedorzeczną stratę czasu. Gdy skończył, wrócił na to samo miejsce, gdzie stał poprzednio. Główny maszynista czekał tam na niego, schwycił rękę jego i szepnął tak blizko do ucha, jak gdyby je odgryźć chciał.
— Cóż ty głupcze myślisz, że oni ci pomogą te bestye, gdy się znajdą w wodzie? Bijąc się o łodzie, także zgruchoczą głowę!
Jim nie zwracał na nic uwagi.
Kapitan nerwowo szurgał nogami, nie ruszając się z miejsa: — Młota, młota dajcie! Na Boga! prędzej! Mały maszynista chlipał jak dziecko, ale pomimo, że miał rękę złamaną, okazał więcej od innych przy-