Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tkać mogą. Dumny był z tego rodzaju jasnowidzenia. Obmyślał niebezpieczeństwa i obronę, spodziewając się rzeczy najgorszych, ćwicząc się w trudniejszych obrotach.
Musiał prowadzić egzaltowaną egzystencyę. Czy możecie to sobie wystawić? Cały szereg przygód, wzrastająca chwała z odznaczonych zwycięztw, a z każdym dniem poczucie tych jego zdolności przenikało głębiej w wewnętrzną istotę. Zapominał się zupełnie; oczy błyszczały, a za każdem jego słowem serce moje, spalone światłem jego niedorzeczności, ciężyło mi więcej w piersiach.
Nie chciałem się śmiać, więc przybrałem poważny wyraz twarzy, by się przypadkiem nie roześmiać. Jim okazywał pewne zdenerwowanie.
— Zwykle zdarzają się rzeczy nieoczekiwane — rzekłem pojednawczym tonem. Tępość moja wywołała pogardliwy okrzyk: — „Et"!
Przypuszczam, że chciał on wyrazić, iż rzeczy nieoczekiwane nie mogą go dotknąć; nie mogło być takich wobec doskonałego przygotowania się z jego strony.
Był znienacka napadnięty — i mruczał do siebie przekleństwa na wody, firmament, parowiec i ludzi.
Wszystko zdradziło go! Napadła go tego wyższego rodzaju rezygnacya, która nie pozwoliła mu ruszyć jednym palcem, podczas gdy tamci, mający doskonale jasne pojęcie o rzeczy, popychali się wzajemnie, rozpaczliwie pracując nad uwolnieniem łodzi.
Coś się tam zepsuło w ostatniej chwili.
Musiał to być ciekawy widok, ta gorączkowa praca tych nędzników, na parowcu nieruchomym, zapadającym powoli w ciszę uśpionego świata: oni walczyli z ubiegającym czasem, by jak najprędzej łódź uwolnić, klnąc na czem świat stoi, ciągnąc, popychając, warcząc zjadliwie jeden na drugiego, gotowi do mordu, powstrzymywani jedynie bojaźnią