Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Upewniałem go, że jest pod wpływem jakiegoś nadzwyczajnego złudzenia. Nie mogłem pojąć, jak się to stało.
— Myślałeś pan, że będę się obawiał odczuć to — rzekł z lekką goryczą. — Zainteresowany byłem o tyle, że odczuwałem najlżejszy odcień w wyrażeniu, ale nic a nic nie rozumiałem; teraz nie wiem co w tych słowach, albo raczej w intonacyi ich skłoniło mnie nagle do zrobienia możliwych dla niego ustępstw. Moje nieoczekiwane położenie nie robiło mi już przyjemności. Była tu jakaś omyłka z jego strony; paplał coś, a to paplanie, jak ostrzegała mnie moja intuicya, było okropnej, nieszczęśliwej natury. Pragnąłem zakończyć tę scenę na gruncie przyzwoitym, tak, jak ktoś pragnie koniec położyć niepożądanym, wstrętnym zwierzeniom. Najzabawniejsze było to, że wśród tych rozmyślań wyższej natury czułem pewien niepokój co do możliwości — raczej prawdopodobieństwa — że to spotkanie skończy się jakąś niemiłą burdą, nie mogącą być wyjaśnioną, a ośmieszającą mnie. Wcale nie pożądałem trzydniowego rozgłosu, jako człowiek, któremu podbił oko, czy wybił ząb pomocnik kapitana Patny! On prawdopodobnie nie dbał o to, co robi, a w każdym razie byłby zupełnie usprawiedliwiony we własnych oczach. Nie będąc jasnowidzącym, rozumieć można było, że był nadzwyczajnie rozgniewany o coś, pomimo spokojnego, prawie ospałego zachowania się. Nie zaprzeczam, że pragnąłem za jaką bądź cenę uspokoić go, ale nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Otaczał mnie mrok bez jednego promyczka światła. Patrzeliśmy na siebie w milczeniu. Wytrzymał moje spojrzenie przez jakieś piętnaście sekund, zbliżył się jeszcze, a ja przygotowałem się do odparcia ciosu, chociaż zdaje mi się, że nie poruszyłem jednym muskułem.
— Choćbyś pan był tak wielkim jak dwaj ludzie, a tak silnym jak sześciu — mówił łagodnie — powiedziałbym, co myślę o panu. Pan...