Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 064.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi się, że go widzę, jak zapisuje: siedmnasty, czwarta rano.
Rok wypisany czerwonym atramentem na górze.
Mapa wystarczała na rok kapitanowi Brierly.
Mam ją teraz u siebie.
Gdy skończył robotę, patrzył z uśmiechem na zapisane cyfry i nagle spojrzał na mnie.
— Jeszcze tak przebędzie trzydzieści dwie mile — rzekł wówczas — wszystko będzie dobrze i możesz zmienić kierunek na dwadzieścia stopni więcej ku południowi!
Odparłem: — Dobrze panie! — dziwiąc się, dlaczego zawraca mi tem głowę, kiedy przed zmianą kierunku będę musiał i tak zwrócić się do niego.
Ośm razy zadzwoniono: wyszliśmy na pomost, oficer schodząc z placówki, ogłosił w zwykły sposób: — siedmdziesiąt jeden!
Kapitan Brierly spojrzał wzrokiem dookoła. Ciemno było jeszcze, a gwiazdy tak jasno błyszczały, jak w mroźną noc w strefach północnych. Nagle rzekł z lekkiem westchnieniem:
— Idę na tył okrętu i ustawię za ciebie miernik na zerze, w ten sposób nie zajdzie już omyłka, trzydzieści dwie mile w tym kierunku i wówczas będziecie bezpieczni. Należy więc poprawić na sześć setnych, to znaczy trzydzieści na cyferblacie. Po co mamy tracić czas — prawda?
Nigdy nie słyszałem, aby tak długo rozmawiał o rzeczach w mem mniemaniu bezużytecznych. Milczałem.
Zszedł po drabinie, a pies, towarzyszący mu zawsze i w dzień i w nocy, szedł za nim, z nosem naprzód wysuniętym.
Słyszałem stukot obcasów kapitana, gdy nagle się zatrzymał, mówiąc do psa: — wracaj Rover. Na pomost, piesku! No — dalej!
Następnie zawołał do mnie: — Zamknij tam psa, panie Jones, dobrze?