Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na zgrzyt kół młodzieniec odwrócił się, stojąc na miejscu. Nie poruszył się więcej, nie dał żadnego znaku, patrzył tylko w nowym kierunku, gdzie powozik znikł z oczu. To wszystko stało się w krótszym przeciągu czasu, niż zajmuje moje opowiadanie, gdyż usiłuję wytłómaczyć wam słowami momentalne wrażenia oczne.
Za chwilę urzędnik, metys, wysłany przez Archibalda, ażeby zobaczył, co się dzieje z biednymi rozbitkami Patny, ukazał się na scenie. Wyleciał z gołą głową, rzucał okiem na prawo i lewo, przejęty misyą swoją.
Przeznaczenie chciało, że co do głównej osobistości usiłowania jego musiały być daremnemi, ale zbliżył się do pozostałych z krzykliwą pewnością siebie; został jednak prawie natychmiast wciągnięty do gwałtownej sprzeczki z chłopcem, mającym rękę na temblaku. On nie myśli czekać na rozkazy. On wcale się nie boi takiego franta z polewanym nosem, jego pogróżki tyle go obchodzą, co przeszłoroczny śnieg!
Wrzeszczał, że chce, pragnie i musi iść do łóżka.
— Gdybyś nie był spodlonym Portugalczykiem — słyszałem jak wrzeszczał — wiedziałbyś, że szpital najodpowiedniejszem jest dla mnie miejscem pobytu!
Podsunął pięść swej zdrowej ręki pod nos tamtego; tłum zaczął się zbierać; metys pomieszany robił, co mógł, by swą godność zachować, usiłował wyjaśnić swoje zamiary. Odszedłem, nie czekając na koniec sprawy.
Ale zdarzyło się, że miałem znajomego w szpitalu i poszedłem odwiedzić go na dzień przed rozpoczęciem badania sądowego i pod opieką białych ludzi ujrzałem tego chłopaka, leżącego na łóżku z ręką w łupki ujętą.
Ku wielkiemu memu zdziwieniu i tamta druga