Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 051.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chu, schwycił rękami za kozioł i patrzył na tego potwora, pakującego się do wózka. Zatrząsł się gwałtownie powozik, a ten purpurowy kark, ta szerokość bioder, olbrzymi ciężar tych pleców pasiastą flanelą przykrytych, ten wysiłek wstrętnej, ohydnej masy działał na zmysły, jak coś śmiesznego a okropnego zarazem, męczącego nas w samem widzeniu, czy w gorączce. Znikł. Myślałem, że buda powoziku pęknie na dwoje, a sam wózek rozpadnie się jak dojrzały strączek, ale on tylko ugiął się ze zgrzytem gniecionych resorów i nagle opadła jedna z firanek.
Ukazały się jego ramiona w ciasnym otworze; wysunęła się głowa, wielka, trzęsąca się jak balon, spocona, wściekła, wrzeszcząca. Szturchnął woźnicę pięścią tak czerwoną, jak kawał surowego mięsa. Krzyczał, by ruszał jaknajprędzej. Dokąd? Do oceanu Spokojnego może. Woźnica śmignął biczem; konik chrapnął, stanął dęba i puścił się galopem.
Dokąd? Do Apia? do Honolulu? Miał 6,000 mil podzwrotnikowego pasu, gdzie mógł się zabawiać, lecz ja nie dosłyszałem dokładnego adresu. Prychający konik uniósł go w mgnieniu oka i nigdy go więcej nie widziałem, a co więcej, nie znam takiego, coby go widział po tem zniknięciu z oczu moich w powoziku, który pomknął na zakręcie w tumanie białego kurzu.
Odjechał, znikł, rozpłynął się, zapadł się pod ziemię i dziwnym sposobem zdawało się, że zabrał z sobą powozik, gdyż nigdy później nie natknąłem się na kasztanowatego konika z przeciętem uchem i biednego woźnicę z chorą nogą. Ocean Spokojny jest rzeczywiście wielki; ale czy gdziekolwiek on znalazł miejsce do rozwoju talentów swych, czy nie, faktem jest, że znikł w przestrzeni, jak czarownica na miotle. Młody chłopiec, z ręką na temblaku, rzucił się za powozikiem, wrzeszcząc:
— Kapitanie! Słuchaj! Słu-u-chaj! — ale po chwili stanął, spuścił głowę i wracał powoli.