Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 020.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rowne tchnienie wschodnich wód. Były tam w nim balsamiczne wonie, suggestye nieskończonego spokoju, dary wiecznych marzeń.
Jim patrzył poprzez gąszcze ogrodów, dachy miasta, ponad palmami rosnącemi na wybrzeżu, na tę przystań upstrzoną wysepkami, oblaną wspaniałemi promieniami słońca, ze swemi okrętami, podobnemi zdala do dziecinnych zabawek, z tą błyszczącą ruchliwością, przypominającą jakąś świąteczną paradę, i ze sklepieniem niebios wieczystego, wschodniego spokoju, ze słodkim uśmiechem wschodnich mórz, władających przestrzenią aż po daleki widnokrąg.
Gdy tylko mógł chodzić bez kija, poszedł do miasta, szukając sposobności dostania się do domu. W danej chwili nic się nie nadarzało, więc naturalnie zawarł znajomość w porcie z ludźmi swego po wołania. Natknął się na dwa rodzaje takich ludzi Jedni nieliczni i rzadko widziani prowadzili tajemnicze życie, zachowali niespożytą energię, z temperamentem rozbójników morskich, a spojrzeniem marzycieli żyli w jakimś chaosie planów, nadziei, niebezpieczeństw, przedsięwzięć, wyprzedzających cywilizacyę; śmierć ich zdawała się być jedynym pewnym wypadkiem w tej fantastycznej egzystencyi. Większość zaś ludzi była tak, jak on sam, rzucona tu przez jakiś przypadek, i pozostała w charakterze oficerów na miejscowych okrętach. Wstrętną im była teraz myśl służby u siebie z jej trudniejszemi warunkami, surowszem pojęciem obowiązków i niebezpieczeństwami burzliwych oceanów. Nastroili się do wiecznego spokoju morza i nieba wschodu.
Polubili krótkie wędrówki, wygodne fotele na pokładzie, liczne załogi z tuziemców złożone i wyróżnianie z powodu białości skóry. Drżeli na myśl o ciężkiej pracy i pędzili wygodne życie oczekując niby lada chwila nowych rozkazów, służąc Chińczykom, Arabom, metysom—dyabłom samym gotowi służyć, gdyby praca lekką była. Wiecznie opowia-