Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle łódź, pchnięta zręcznemi wiosłami, podniosła wysoko swój dziób i przeskoczyła przez huczący bałwan, zwyciężając zaklęcie, rzucone na nią przez wicher i wodę.
Jim uczuł, że ktoś go mocno schwycił za ramię.
— Za późno, smyku!
Kapitan okrętu położył ciężką swą rękę na ramieniu chłopca, któremu zdawało się, że chce się rzucić do wody. Jim spojrzał w górę z wyrazem bolesnego zawodu w oczach.
Kapitan uśmiechnął się przyjaźnie.
— Będziesz szczęśliwszy drugim razem. To cię nauczy zwinności!
Radosne okrzyki powitały powracającą łódź.
Tańczyła na falach do połowy wodą napełniona, wioząc dwóch uratowanych ludzi.
Cała groza wzburzonych żywiołów zdawała się teraz Jimowi pogardy godną, zwiększając żal, że te marne pogróżki zdołały rozbudzić w nim taki strach.
Teraz on wie co o tem myśleć. Przekonany był, że nic a nic nie boi się huraganu. Może stawić czoło większym niebezpieczeństwom. Potrafi on tego lepiej dokonać niż inni, ani odrobina strachu nie pozostała w nim.
Trzymał się jednak na uboczu tego wieczoru, gdyż chłopiec, który pośpieszył na pomoc zagrożonemu statkowi, był bohaterem dolnego pokładu.
Chłopiec ten, o twarzy dziewczyny i dużych szarych oczach, zarzucany był pytaniami przez cisnących się do niego towarzyszów.
— Gdy ujrzałem — opowiadał — wynurzającą się z wody głowę jego, cisnąłem do wody hak ratunkowy. Utkwił on w jego majtkach, a ja o mało nie wyleciałem z łódki i byłbym wypadł, gdyby stary Symons nie porzucił rudla i nie schwycił mnie za nogi. To porządny chłop ten stary Symons. Ani trochę nie mam żalu do niego, że gderze na nas tak często. Przeklinał mnie cały czas, trzymając mnie za nogę, ale to był jego sposób ostrzegania, bym