Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 012.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ozdabiania steru, i gdzie kapitan samego okrętu przyjmowany jest z otwartemi ramionami przez okrętowege kramarza, którego nigdy w życiu nie widział.
Tam jest chłodna izba, wygodne fotele, butelki, cygara, materyały piśmienne, kopie przepisów portowych i ciepło powitania, topiące całą sól, zebraną w sercu marynarza po trzymiesięcznej wędrówce po morzu.
Zawarta w ten sposób znajomość trwa tak długo, dopóki okręt w porcie pozostaje, gdyż ten wodny urzędnik pamięta o złożeniu codziennej wizyty. Dla kapitana jest wierny jak przyjaciel, uważny jak syn, z cierpliwością Hioba, oddaniem się kobiety, wesołością dobrego kompaniona. Później za to wszystko rachunek się posyła. To jest piękne, humanitarne zajęcie. Dlatego też dobrych wodnych urzędników nie liczy się na tuziny. Gdy taki jegomość posiada nietylko zdolności do abstrakcyi, ale jest jeszcze z morzem oswojony, to dla swego pracodawcy przedstawia wartość niemałą i zasługuje na dogadzanie.
Jim otrzymuje zawsze doskonałą pensyę i dogadzają mu tak, że takie postępowanie mogłoby kupić wierność czarta samego. Pomimo to z czarną niewdzięcznością rzuca on nagle służbę i zmyka. Przyczyny, jakie podaje, wydają się pracodawcom dziwaczne. „Przeklęty głupiec” mówią, gdy tylko się odwróci. Tak krytycznie mówią o jego nadzwyczajnej drażliwości.
Dla białych ludzi, prowadzących wodny interes i dla kapitanów okrętów był on Jimem, niczem więcej. Miał, rozumie się, inne nazwisko, ale bardzo pragnął, by nie było ono wypowiadane. Jego incognito, tak przedziurawione jak rzeszoto, kryło nie osobnika, lecz pewne zdarzenie. Gdy wiadomość o tem rozniosła się w porcie, gdzie w tym czasie przebywał — rzucał dane miejsce i udawał się gdzieinoziej — najczęściej dalej na wschód. Trzymał się