Strona:PL Joseph Conrad-Banita 257.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ty huczały ciszej, dalej, a Willems oczu oderwać nie mógł od oddalającej się łodzi. Płynęła nieodwołalnie w krainę wspomnień, ku mogiłom nieziszczonych, trupem ległych nadzieji.
Czuł na czole podmuch burzy, podobny do rozpalonego oddechu; czuł spadające krople ciężkiego jak ołów deszczu i widział wyciągniętą po tamtej stronie rzeki linję czarnych, słaniających się tu i tam drzew nad bladą poświatą wody. Kłęby chmur zmieniały kształty, lecz wisiały nad ziemią niezmiennie. Czasem wicher, do nowego zbierając się rozpędu, zawieszał podmuchy na chwilę, a w chwilowej ciszy na ziemi i na niebie huk grzmotu rozlegał się groźniejszy, przyciszony, przeciągły, podobny do mruczenia, rozgniewanego bóstwa. Cichł, nadbiegał nowy prąd wichru, wszystko drgało, wirowało w powietrzu, a łódź i rzeka i szeregi drzew na przeciwległym brzegu przestawały być pochwytne dla oka. Willems dreszczem zdjęty, oślepiony smugami deszczu, cofał się do zagrody, gdy zatrzymany został ulewą. Upusty chmur się rozwarły, woda, jak potok rwący, spadła mu na głowę, na ramiona, oddech tamując, kroki plącząc. Wicher targał nim na wsze strony, niby gałęzią złamaną. Zdjęła go trwoga. Woda strumieniem lała się z chmur, strumieniem spływała z pochyłości dziedzińca, oblewała go zewsząd, z twarzy zmywała zapiekłą krew, mieszała się z nią, huczała, pluskiem, niby nieustającym jękiem i płaczem, wypełniała powietrze.
Chciał biedz, uciekać, nie mógł. Ślizgał się na rozmokłym gruncie, zapadał w trzęsawisko, próżno pod wodą szukał drogi, potykał się. Przez smugi deszczu i wichru przedzierał się jak przez tłum