Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad-Banita 218.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O! jednooki, chytry mądralu — mówił, kiwając głową. — Hej! nie mylę się chyba, żeś tu, w Sambirze, nawarzył piwa i że wszystko, co zaszło, przez ciebie było przygotowane, wywołane! Hej! czy się mylę, powiedz diabli kumie?
— Niech zginę z twej ręki, panie i mórz królu! — zaklął się żywo murzyn. — Znajdujesz się śród samych nieprzyjaciół, a największym ten twój panie, „biały“ brat, co się chełpi, że cię podszedł, w pole wyprowadził. Bez niego czemże byłby seïd Abdulla? Czem ja, sługa nędzny seïda, pana mego? Zabij mię, Tuan, jeśli nieprawdę mówię.
— Kim jesteś? — rzekł wzgardliwie Luigard — że się ośmielasz przyjacielem moim mianować, ty robaku nikczemny, grudko pyłu, którą jednem poruszeniem palca strącić mogę. Precz z przed oczu moich. Słyszysz! Lakar! prędzej! precz!
I zanim się Babalatchi obejrzał, już wyleciał wypchnięty potężną dłonią kapitana, z szałacu, potknął się na schodach i wywrócił na dziedzińcu. Rozpalający ogień wioślarze obejrzeli się obojętnie, kobiety zawiesiły żarna i rozbiegły się po kątach.
— Tędy, padalcze! — wskazał drogę na najwyższym stopniu schodach stojący Luigard, a wskazywał w stronę furtki, wiodącej na dziedziniec zajęty przez Willems‘a zagrody.
— Jeśli poszukujesz, o panie, śmierci — mówił, obojętnie powstając z ziemi i pył z siebie strząsając, murzyn — to tędy istotnie droga. Tu mieszka ten, co podkopał twój kredyt, przyśpieszył śmierć Omara, zatruł serce i krew jego córki, zmawiał się z Abdullą przeciw tobie, a teraz zmawia przeciw mnie, com jak jagnię niewinny. Pójdź tu panie! Zbliż się, a przekonasz się co to za wściekła bestja!