Strona:PL Joseph Conrad-Banita 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stałem starego leżącego na ziemi, okiennice pozamykane, na wszystko com mówił, odpowiadał jękiem. Tylem się tylko dowiedział, żeś ty ojcze zapewne już w życiu, że Lakamba wszystkich wystrzela pistoletami dostarczonemi przez Abdulę. Naturalnie, on Patalolo, zabitym być nie chce, a że ma dość złości i niewdzięczności ludzkiej, woli przedsięwziąć pielgrzymkę. Stary jest i pobożności swej uczynić zadość pragnie. Pragnie też umrzeć w Mece, jak to prawowiernemu przystoi. Abdulla sam prawowierny, więc mu to ułatwi. Wymyślał potem na Lakamba, przeklinał go — a ciebie ojcze mniej więcej, gdyż kto, jeśli nie ty przeszkolził mu prosić o flagę niemiecką, pod której osłoną żyłby spokojnie, a teraz Bóg wie, gdzie przepadłeś i nie bronisz go, nie wspierasz. Płakał skarżąc się na ciebie.
— Gdym mu powiedział — ciągnął Almayer — że posiada przecie cztery działa, któreś mu zeszłego roku podarował, ze swej strony posiadam zapas prochu i razem możemy stawić opór Lakambie, zakrzyczał mię: „biali“ same mu przynosili nieszczęścia! zdrajcy są, a on, Patalolo, dzieci nie ma, nie ma komu przekazać władzy i dostojeństw, stary, słaby wybierze się w pielgrzymkę do Meki i tyle. Meki i pielgrzymki sam Allah i jego Prorok nie wybiliby mu z głowy!
— Wnoszę — ciągnął Almayer — że stary orangutan dawno zwąchał co się święci, milczał ze strachu, a i dlatego, że wcale nie dbał, co się stanie z faktorią, ze mną, ani z tobą, ojcze. Takiegoś to w nim miał przyjaciela. A głaskałeś go!... No! przyznać trzeba, żeś szczęśliwy w wyborze swych faworytów...