Strona:PL Joseph Conrad-Banita 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

moich nie przywiązywał wagi: „Nie, nie, nie“, powtarzał jak papuga, z dziobem poczerniałym betelem. Myślałem, że chory jest, tak się trząsł i tak widocznie chciał się mię pozbyć. Aha! Nazajutrz, jak raz nazajutrz, ów jednooki zbój, co wisi przy polach Lakamba, a wisieć winien na szubienicy — ten... ten... Babalatchi, czy jak go tam! zjawił się u mnie, przypadkiem niby, niby to przechodząc tędy, wstąpił na dziedziniec faktorji, pogawędzić o tem, o owem, pytał jak prędko, ojcze, jesteś oczekiwany i wygadywał na „wściekłego“, jak go nazywał, „białego“ włóczącego się za córką ślepego Omara, a którego i pan jego Omar i on radziby się jak najprędzej pozbyć. Powiedziałem mu krótko i otwarcie, że jegomość ten bynajmniej nie jest moim przyjacielem, że nie odpowiadam zań wcale i jeśli im dokucza, wyrzucić go mogą. Odszedł kłaniając się głęboko, zapewniając o swoim i pana swego szacunku, wyglądał wcale przyzwoicie i anim się wówczas domyślał, że przyszedł tu na zwiady i tajne narady z obsługującymi faktorję krajowcami, pal ich...
— Dość — ciągnął Almayer — że aż ośmiu odrazu zabrakło przy wieczornym przeglądzie. Nie było co żartować; nie przelewki myślę sobie, ale jak to opuścić faktorję. Wiesz przecie ojcze, jaka moja żona? Dziecka nie mogłem brać z sobą, było za późno, więc wysłałem posłańca do starego osła Patalolo, wzywając go na naradę, gdyż obiegające wieści były istotnie zatrważające...
Luigard przystanął przed opowiadającym, a ten ciągnął z coraz większem ożywieniem:
— Wysłałem, jak zwykle, Alego, a Ali wró-