Strona:PL Joseph Conrad-Banita 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chanki... błogo pogrążać się w toń zapomnienia znaną palaczom opjum i... kochankom.
Zapomnienie nie długo trwało, Willems otworzył znów oczy i głowę, i tułów, i twarz, o której wcale już nie myślał ujrzał blisko, bliziutko siebie, lecz odwróconą nieco, jak skamieniałą w nasłuchiwaniu niepochwytnych szmerów.
Teraz oprócz żółtą jak pergamin skórą pociągniętej twarzy, o wystających, kościstych policzkach, zapadłych skroniach, odartej z włosów czaszce, zgasłych oczodołach i długiej białej brodzie, widział wysunięte naprzód ku niemu kościste kolano i trupie ramię. Profil całej postaci rysował się wyraźną czarną sylwetką na złotawo-czerwonem tle ogniska.
— Co też strzeliło do głowy staremu — myślał Willems — czołgać się tak po nocy? Ha! zapewne chęć rozgrzania przy ogniu stygnących członków.
Willems wpatrzył się ciekawie w twarz straszliwą i niemą, jak zamknięta księga. Omar dźwignął się pomału, ostrożnie, pozostając w klęczącej pozycji. Wyraźnie połyskiwało ostrze trzymanego w zębach sztyletu. Coś targnęło Willemsa w samem jego wnętrzu, lecz chociaż czuł, że serce w nim zamiera, ani drgnął w objęciu Aïszy. Wiedział dobrze, że się to śmierć zbliża. Rozumiał teraz, co kierowało pełzaniem ślepca: nienawiść do „białego“ i do tej miłości, jaką ku niemu zapałała jego córka. Nieustraszony, nieubłagany niegdyś korsarz, w ostatnim krwawym czynie zamarzył zamknąć swe życie, szukając rozkoszy zemsty, słodszej nad miłość, nad bogactwa i władzę, słodszej temu, kto się upoi krzywd i upokorzeń goryczą.
Willems skamieniał zgrozą zdjęty. Pełzło to ku niemu przeznaczenie jego, jak przeznaczenie ślepe,