Strona:PL Joseph Conrad-Banita 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz cisza grobowa padła na zagrodę, na ryżu wązkie skiby, na nieprzeniknionych lasów piętrzące się wały. Przed namiotem, na dywanie, z wzorami zapożyczonemi z Koranu, ślepiec leżał i ze zwróconem w niebo niewidzącem okiem, jęczał:
— Co to? Ratujcie! wstać mi pomóżcie... Kto w Allaha i w Proroka wierzy, ratujcie! — wołał.
Nawet stara, warząca u ogniska wieczerzę kobieta, wystraszonym wzrokiem wpatrzona w zawarte z trzaskiem, za Aïszą i nieznajomym, drzwi domu, nie zwracała uwagi na wołanie ślepego starca. Leżał jęcząc, wołając, nasłuchując czy nie nadchodzi kto z pomocą, a przekonawszy się, że niema nikogo, opuścił ramiona i cicho legł na kobiercu.
Gałązki drzewa poruszały się w wieczornym powiewie wiatru. Opadł liść suchy i leżał chwilę nieruchomy, wzmagającym się blaskiem rozżarzonych głowni oświecony, aż go porwał wzmagającego się wiatru powiew, porwał i uniósł w dal i w mrok.







III.


Od lat przeszło czterdziestu Abdulla chadzał wedle przepisów Koranu. Syn bogatego seida, Selima ben Sali, kupca z nad cieśnin Oceanu, już w siedemnastym roku życia, jako zastępca ojca i reprezentant znanej firmy, zjawił się na pokładzie okrętu wysłanego przez ojca dla ochrony udających się do Mekki i grobu Proroka, malajskich pielgrzymów. Żegluga parowa nie była wówczas tak rozpowszechnioną jak dziś, zwłaszcza na tamtych wodach. Po-