Strona:PL Joseph Conrad-Banita 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Istotnie, w ustach nic nie miałem od dwóch dni, od więcej może, niepamiętam... Mniejsza z tem! Pali mię wewnątrz jak roztopione żelazo. Spójrz!
Odkręcił rękaw koszuli.
— Kąsałem siebie, by zgłuszyć ból, tamten — mówił, uderzając się pięścią w piersi.
— Po co te komedje — skrzywił się Almayer — nie wiem doprawdy, co teść mój dopatrzył w tobie. Tyleś wart, co...
— Milcz! — przerwał mu chłodno, przymykając zmęczone powieki Willems. — Tyś duszę za garść holenderskich dukatów zaprzedał.
— Nie tak tanio, jak ci się zdaje — odgryzł się zięć Luigarda — w każdym razie nie tak, jak ty, coś się dzikiej dziewce oddał za darmo, aż cię oszukała, aż krew ci wyssie, aż cię zabije i pożre. Znam je! miłość ich tyle warta, co nienawiść!
— Holenderskie dukaty — ciągnął po chwili zupełnie już spokojnie — rozumiesz przez to pieniądze mego teścia, kapitana Luigarda. Cobądź mu sprzedałem, targu sobie psuć nie dam. Nie dam się podejść nikomu, a tem mniej takiemu, kto nie wart końca butów kapitana Luigarda.
Unosił się, zachłysnął długo tłumioną zawiścią. Willems poczuł się silniejszym.
— Przybyłem tu pod opieką kapitana — rzekł — jako jego spólnik.
Almayer wzruszył ramiona.
— Tak — powtórzył Willems — żądam pracy, udziału w towarach i tego się domagam.
— Tyle tylko! — odparł Almayer i rozpinając surdut dorzucił: