Strona:PL Joseph Conrad-Banita 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

giem Pantai lub walcząc z jej korytem, wdzierać się w głąb wyspy. Poznał brzegi obrosłe splątaną zielenią; przedzierał się pod gąszcza konarów splecionych niby sklepienia w podziemnych kryptach tumów; zatrzymywał się kędy wysmukłe palmy, z wyniosłych swych szczytów zdawały się spoglądać zdziwione wtargającemu w ich państwo śmiałkowi. Tu i tam dostrzegał ślady wytrzebionych czy wydeptanych ścieżek, zapuszczał się w nie, by się przekonać, że są bez wyjścia. Wracał do czółna z głuchem niezadowoleniem doznanego zawodu, wdychając powietrze wilgotne i gorące, woń bagna, rozmokłej ziemi, gnijących, powalonych pni drzew, wybujałej nad miarę roślinności, goniącej za nim, aż na wody rzeki. Chwytał w znużone ramiona wiosło, ku następnej kierował się polanie, by natrafić na tęż samą pustkę, lub nieprzeniknionych lasów ścianę.
Raz, wiosłując wzdłuż zagród okalających osadę Patalolo, przepłynąwszy wody ocienione parasolami szeleszczących palm, wyniośle wyprostowanych po obu brzegach dumnych setkami lat swoich, długo nie zakłóconą samotnością i ciszą, przyglądających się z wysokości swych szczytów krótkotrwałemu śmiałkowi, wdzierającemu się w rzucane przez nie cienie; ujrzał wijący się pomiędzy niemi strumień, czysty i cichy przy ujściu, którem spływał w rzekę. Wzdłuż strumienia biegła wydeptana ścieżka. Willems przybył do brzegu i puścił się skrętami ścieżki, na którą tu i ówdzie, przedzierając się przez splątane gałęzie drzew, złote promienie słońca padały przez wysokie trawy i miękkie, elastyczne mchy. Im dalej, tem się ścieżka zwężała śród splątanych konarów zielonej nawy, zdawała się ginąć,