Strona:PL Joseph Conrad-Banita 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i tych niewielu co przeżyli i na niepewnych wodach walczyli z nocą, burzą, pragnieniem i głodem.
Nie było jednak nic bohaterskiego w wylądowaniu Babalatchi, Omara i Aïszy w Sambirze. Przybyli na wielkiej łodzi, naładowanej kokosowemi orzechami jako właściciele prawni tejże łodzi i jej zawartości. Jakim sposobem Babalatchi, uwożący zbiegów na morskiej łódce nie większej niemal od łupiny kokosowego orzecha, został w ucieczce posiadaczem obszernej łodzi z pokaźnym ładunkiem, to pozostanie tajemnicą tych morskich dróg i szlaków, których nikt dotąd nie zbadał, przestworzy zwierciadlanych a wiecznie ruchomych, tajemnic pełnych. Odyssei swej nie opowiadał i, co prawda, nikt go o nią nie pytał. Była mowa tu i ówdzie o jakiejś zaginionej kupieckiej łodzi, a to co opowiadał Babalatchi, nie trafiało do przekonania przenikliwego bądź co bądź Patalolo. Na jego niedowierzające pytania Babalatchi wzruszał ramionami, dziwiąc się na poły pokornym, na poły drwiącym tonem, jak taki mądry i praktyczny Radży przypuszczać może jakiebądź gwałty i walki o zdobycz tam, gdzie była tylko młoda dziewczyna i dwóch starców, jeden ślepy, drugi jednooki? Czemu nie wierzyć raczej, że zalecane przez Proroka miłosierdzie, podtrzymuje tych, co łask Najwyższego są godni.
Patalolo niedowierzająco potrząsał głową. Wierzył w Proroka i w Najwyższego wierzył, lecz z miłosierdziem rozmijał się jakoś w ciągu długiego i przygód pełnego żywota, to też Babalatchi wolał gościnność sąsiedniego magnata Lakamba, którego łaski zaskarbiał, pozostawiając tymczasem Omara i jego córkę Aïszę pod opieką Patalolo. Łódź wycią-